Wiosenna chciej-lista

Choć obecnie mamy święta Wielkanocne, a nie okres Bożego Narodzenia, nadchodząca wiosna sprzyja kiełkowaniu nowych pomysłów i pielęgnowaniu zachcianek. Nie inaczej jest u mnie – dlatego dziś postanowiłam poddać moje kaprysy analizie i skomponować wishlistę, która zawierać będzie moje najmocniejsze typy. Jesteście ciekawe, co wylądowało w zestawieniu? Zapraszam dalej 🙂


1. Clinique Redness Solutions – ta linia kosmetyków chodzi mi po głowie od jakiegoś czasu. Zaczęło się od słynnego, żółtego pudru, który obudził we mnie apetyt na więcej. Jak wspominałam we wpisie podkładowym, mam cerę silnie naczynkową, z tendencją do różowienia, co w zestawieniu z wyjątkowo oliwkowym odcieniem reszty ciała wygląda nieciekawie. Tym bardziej kosmetyki z tej serii to coś, w czym pokładam spore nadzieje. W najbliższym czasie planuję je przetestować – fajne jest to, że można kupić zestaw miniatur w całkiem korzystnej cenie, żeby sprawdzić, czy nasza cera się z nimi polubi.

2. Krem BB SKIN79 – do kremów BB, tych oryginalnych, azjatyckich, przymierzam się już dłuższy czas. Skoro wiosna powoli się rozkręca, to może w końcu będzie to ten moment – bo jednak tego rodzaju kosmetyk kojarzy mi się z cieplejszą porą roku. Moja cera jest dość wymagająca jeśli chodzi o krycie, ale właśnie te azjatyckie kremy cechuje jednocześnie ładne krycie i lekkie, świetliste (dewy) wykończenie. Liczę też na odpowiedni kolor, bo europejskie podkłady to plaga różowych tonów. Czeka mnie jeszcze przejrzenie recenzji tego kremu na YoTube, zajrzę też zapewne do Azjatyckiego Cukru, bo nikt nie zna się tak na kosmetykach azjatyckich 😉 i być może w końcu na coś się zdecyduję.

3. Komoda Malm – czyli zachcianka z zupełnie innej beczki. Chociaż trochę nudzi mnie trend wszechobecnej bieli i tego, że większość wnętrz prezentowanych przez blogerki staje się dość monotonna, to muszę przyznać że te meble po prostu zawsze pasują. Ostatnio spędziłam w Ikei sporo czasu, dumając nad czymś, co w mojej ultra ciasnej przestrzeni sprawdzi się jako miejsce do pracy i jednocześnie toaletka z miejscem do przechowywania, i padło na biurko Micke, marzy mi się więc dla niego towarzystwo – a ta komoda pasuje mi idealnie. 
4. Beżowy trencz – niby nic odkrywczego, ale w praktyce- jak to jest ciężko znaleźć! Pierwszy problem: w sklepach (Mango, Zara) obecnie królują już zwiewne i powłóczyste sukienki, rodem z wybrzeża Saint Tropez, a po wiosennych kurtkach czy płaszczach ani śladu. Problem drugi: jeśli już jakieś płaszcze w sklepach są, to mają dziwną długość, nieciekawy połysk, albo nijaki kolor. W Stradivariusie nacięłam się nawet na egzemplarz, który miał… zaszyty na końcu rękaw i oderwane guziki. Liczę, że w myśl zasady „nie szukaj, a znajdziesz” fajny trencz wpadnie w moje ręce gdy nie będę się tego spodziewać ;). To taki element garderoby, który w mojej opinii zawsze się przyda – wygląda świetnie zarówno z dżinsami i do trampek, jak i do szpilek. W tych rzadkich przypadkach, gdy zdarza mi się je nosić ;).

5. Perfumy Hilfiger Flower Marigold – nie miałam nigdy do czynienia z zapachami Hilfiger, marka kojarzy mi się bardziej z ubraniami. Mimo wszystko, te perfumy wpadły mi w oko ze względu na lekki, wiosenny design i przyjemne nuty zapachowe (frezja, jaśmin, konwalia). Należę do osób, które mają duży problem z zapachami, bo na wiele z nich reaguję natychmiastową migreną. Te wydają mi się być bezpieczne pod tym względem, poza tym to dla mnie coś innego po wszechobecnych odmianach Dajsy Marca Jacobsa. Planuję zrobić wpis o wiosennych, świeżych zapachach i podzielić się z Wami tymi, które posiadam i się u mnie sprawdzają – jeśli są więc na sali osoby preferujące delikatne, ozonowe kompozycje – miejcie się na baczności! 😉
6. Ray Ban Warfarer – klasyk, którego przedstawiać nie trzeba. Temat wraca do mnie regularnie, bo moje oczy to niekończące się pasmo problemów, są mocno nadwrażliwe na światło, pył i kurz, więc dobre okulary to podstawa. Co mnie powstrzymuje? Póki co – solidna wada wzroku, przez którą jestem przykuta do okularów korekcyjnych, rzadko zastępowanych soczewkami. Rozważam zabieg laserowy, który raz na zawsze pomógłby mi odzyskać wzrok i przestałabym widzieć świat jak przez foliową reklamówkę ;). Może któraś z Was ma takie doświadczenia i może mnie uspokoić, że nie skończę jak w tej scenie z Oszukać przeznaczenie, z głowicą lasera wycelowaną prosto w rogówkę…? 😉
7. Zestaw pędzli Zoeva – to już w zasadzie must have, a nie zachcianka. Mam kilka podstawowych pędzli, każdy z innej bajki – Hakuro, Zoeva, Eco Tools, kilka no-name’ów, jednak brakuje mi porządnego zestawu, który ułatwiłby codzienne makijażowe operacje. Stawiam na Zoevę, bo jej renoma pozwala stwierdzić, że to słuszna inwestycja. Kusi mnie też wypróbowanie tzw. chińskich puchaczy rodem z eBay/Allegro, bo jak głosi plotka, są całkiem godnymi zamiennikami znanych marek. Nie chciałabym jednak skończyć z armią pędzli, których koniec końców nie będę używać, więc tutaj daję sobie jeszcze czas na decyzję. Na pewno potrzebny mi dobry pędzel do różu, konturowania i brązera, i coś godnego do cieni – bo mam wrażenie, że obecne pędzle z Essence dosłownie profanują cienie The Balm 😉
Ze względu na silne pokłady racjonalności, jakie w sobie obudziłam, wishlista ogranicza się narazie do 7 podstawowych pozycji. To elastyczna liczba, ale na ten moment tak to wygląda. 
Coś się pokrywa z Waszymi typami? A może coś z powyższej listy byście odradziły jako klasyczny bubel?