Limitowane kolekcje Catrice potrafią zachwycić. Tym razem wystarczył jeden rzut oka na pełne blasku produkty, by wiedzieć, że i tym razem nie jest inaczej. Po ostatnim, spektakularnym sukcesie podkładu Catrice Liquid Coverage, marka nie zwalnia tempa i w samym środku ponurej, mroźnej zimy mamy okazję zabłysnąć – ponieważ kolekcja Prêt-à-Lumière w pełni koncentruje się na rozświetlaniu, strobingu i błysku w każdej możliwej formule.
Limitka od Catrice tym razem zawiera niemal wyłącznie kosmetyki rozświetlające. Mamy tu pudry, kremy i żele, a co cieszy mnie najbardziej, to chyba właśnie różnorodność samych formuł – bo czy kolejny puder rozświetlający mógłby wywołać takie trzęsienie ziemi? Chyba nie, jednak kosmetyki w innowacyjnej postaci, z ciekawym aplikatorem bądź wykończeniem – to już coś.
W kolekcji znalazło się 7 nowych produktów, do twarzy, oczu i ust. Łączy je piękna szata graficzna – oprawione w różowe złoto, solidne opakowania dodatkowo pozwalają poczuć, jakbyśmy korzystały z luksusowych kosmetyków. Jestem zdania, że o ile nie jest to czynnik kluczowy, to jednak miło mieć na toaletce bądź w kosmetyczce zwyczajnie estetyczne rzeczy.
W moje ręce trafiły 4 produkty skoncentrowane na maksymalnym rozświetleniu zmęczonej i pozbawionej blasku cery, przyjrzyjmy się im zatem bliżej.
1. Puder rozświetlający – highlighting powder – C01 Luminious Lights, C02 Golden Glow
Pudry w nowej kolekcji Catrice to kompozycja odcieni szampana i wszelkich kombinacji złota: klasycznego i różowego. Zamknięte są w bardzo solidnych, płaskich opakowaniach, które, choć minimalistyczne, kryją w sobie bogate wnętrze. Pudry są jedwabiste, drobno zmielone i nie zawierają widocznych, większych drobin. C01 Luminious Lights to delikatny, jasny odcień chłodnego szampana – to także zdecydowanie najbardziej delikatne jeśli chodzi o efekt na policzkach produkty z kolekcji. C02 Golden Glow jest nieco ciemniejszy i bardziej brzoskwiniowy, wpadający w odcień łososia. Obydwa pudry aplikują się bezproblemowo i z pewnością nie obsypią policzków falą brokatu – są idealne dla subtelnego muśnięcia ich minimalną taflą rozświetlenia. Plus za piękne i twarzowe odcienie. Ich cena to 20,99zł.
2. Rozświetlacz w żelu – strobing gel highlighter
Przyznam, że ten niepozorny, szklany słoiczek okazał się chyba najbardziej intrygującym specem ds. rozświetlenia w tej kolekcji. Dostępny tylko w jednym odcieniu – Luminious Lights – od razu przyplątał mi do głowy jedno określenie: płynne złoto. Słoiczek jest spory, jakieś 3x większy niż cienie Maybelline Color Tattoo. W środku znajdziemy płynno-żelowy rozświetlacz, który zaskakuje konsystencją: jest gęsty, a jednocześnie płynny, z kolei po nabraniu go na palec i roztarciu na skórze, sprawia wrażenie pianki. Z pewnością niesamowity jest jego odcień, którego zdjęcia nie oddają w pełni: to roztopione, różowe złoto o metalicznym połysku. Co zaskakuje i wyróżnia, to jego trwałość – gdy roztarłam go w formie solidnej plamy na dłoni, już po chwili ani myślał ruszyć z miejsca, nawet przy mocnym pocieraniu. Będzie rewelacyjnie wyglądał na policzkach, ale także na powiekach – zwłaszcza ze względu na to, że powinien pozostać na swoim miejscu bez problemu. To też ten rodzaj kosmetyku, który z pewnością prędzej przeskoczy datę ważności niż zdąży się skończyć. Piękny, polecam przyjrzeć mu się bliżej. Jego cena to 20,99zł.
3. Rozświetlacz do twarzy – Face Glow Definer
Ten gagatek zarówno formułą, opakowaniem jak i efektem, który zostawia na skórze, przypomina mi benefitowy High Beam. Bardzo odpowiada mi niewielki, kompaktowy rozmiar (wielkości pomadki), wygodny aplikator niczym w błyszczyku i subtelny, pośredni efekt końcowy. Dostępny jest w dwóch odcieniach – Golden Glow oraz Radiant Rose, jak nazwy wskazują – bardziej różowy i bardziej złoty.
Radiant Rose jest znacznie bardziej niż pozostałe produkty przesiąknięty malutkimi drobinkami, opalizującymi na srebro, jednak to wciąż ładna, bladoróżowa tafla. Idealny i poręczny kosmetyk, który można wrzucić do torebki i odświeżyć makijaż w ciągu dnia. Maluchy dostępne są w cenie 16,99zł.
Jednym słowem, zimowa limitka Catrice to pochwała świetlistego blasku. Sądzę, że to świetny czas na debiut takich produktów – blada, zmęczona zimą cera łaknie rozświetlenia niczym wiosennego deszczu, a jednocześnie, przy tak bogatej gamie produktów, może to być poważny arsenał w makijażach karnawałowych i okazjonalnych.
Wydaje mi się jednak, że gdy część kosmetyków doczeka letnich miesięcy, również będzie z nich pożytek – zwłaszcza złote odcienie powinny genialnie uzupełnić muśniętą słońcem skórę.
Polecam Wam tę piękną kolekcję, bo kosmetyki są piękne i cieszą oko – w sam raz w ramach prezentu od siebie dla siebie, na mroźny, zimowy czas.
Kolekcja powinna właśnie teraz pojawiać się w drogeriach – oficjalna informacja mówi o przełomie grudnia i stycznia.
Pozostałe produkty z serii – zwróćcie uwagę na rozświetlające krople-bazę: to musi być piękne!
18 komentarzy