Timing tego wpisu nie mógł chyba być lepszy: tłusty czwartek, zewsząd atakuje nas cukier – a tak się podle składa, że końcówka lutego to już ten moment, że większość z nas rozpaczliwie zerka na zakurzone, noworoczne postanowienia i orientuje się, że do wiosny (i lata) faktycznie już niedaleko. Dziś zatem dla wszystkich tęsknie spoglądających w kierunku słodyczy- pociecha, w postaci przepięknych, przesłodkich i dodatkowo – pozbawionych kalorii muffinek, które figurze nie zaszkodzą, za to skórze – pomogą. Smacznego!
Miarą relaksu w dzisiejszym wpisie będą słodycze nie byle jakie – bo przeznaczone do relaksującej i odżywczej kąpieli z arsenałem efektów specjalnych. Chociaż klasyczne, czekoladowe i wyposażone w krem muffinki kocham miłością szczerą i niezwyciężoną, to muffinki Sweet Bath z marszu znalazły swoje miejsce w moim sercu. Od jesieni po wiosnę wanna to moje miejsce relaksu ostatecznego – gdzie nawet telefon nie dociera, w związku z czym to prawdziwy, antystresowy, wieczorny rytuał. Zawsze obsesyjnie obstawiam się wówczas olejkami, płynami i wszelkimi umilaczami kąpielowymi, jednak często, mimo ładnego zapachu i produkcji piany, w parze otrzymuję także przesuszenie i podrażnienie skóry, co z komfortem nic wspólnego nie ma.
I tak dochodzimy do pierwszej, kluczowej cechy słodyczy kąpielowych Sweet Bath – te w pełni ręcznie robione, polskie kosmetyki kąpielowe – muffinki, puddingi, lizaki, lody, ciasteczka oraz sole to kwintesencja natłuszczających, odżywczych maseł, czystych olei i peelingujących, suszonych owoców zamkniętych w postaci małych dzieł sztuki. Wygląda na to, że twórcom udało się połączyć piękne z pożytecznym, bo wyroby Sweet Bath nie przypominają karykaturalnych i niedbałych tworów, a przeciwnie – wszystko jest tu wykonane tak drobiazgowo, jak spod szprycy cukiernika – pasjonata.
Składniki odżywcze zawarte w muffinkach kąpielowych zupełnie nie przeszkadzają im kusząco pachnieć i świetnie wyglądać. Skomponowane są… ze smakiem – kolory, drobiazgi – czekoladowa posypka, laska cynamonu czy kawałki suszonych owoców potrafią rozbudzić autentyczny apetyt. Muffinki pachną jeszcze na sucho, zanim wylądują w wodzie, ale co mocno mnie ucieszyło – działają i robią swoje także w kąpieli, co nie jest takie oczywiste – przerobiłam już sporo kąpielowych gadżetów, które w efekcie nie pieniły się, nie pachniały lub nie miały żadnego wpływu na skórę.
Muffinki zasadniczo składają się z dwóch kawałków: peelingującej bazy i kremowej góry, która ląduje w wannie. Wrzucona pod bieżącą wodę, natychmiast zaczyna musować, rozpuszczać się i barwi wodę na kolor „bitej śmietany”.
A jak to pachnie? W zależności od „smaku” – inaczej, przykładowo – opatrzona turkusową papilotką Wiedeńska Finezja to kombinacja wanilii, jabłek, rumu i cynamonu – aromaty są bardzo prawdziwe i nie przywodzą na myśl sztucznych słodzików. Zresztą, jak wspomniałam – nie znajdziemy tu niczego sztucznego. Przykładowy skład muffinki wygląda następująco:
- masło shea (ecocert)
- oliwa z oliwek
- olej z awokado
- olej winogronowy
- sól morska
- substancja myjąca pochodzenia naturalnego
Muffinka całkowicie rozpuszcza się przez około kwadrans, sprawiając że woda staje się lekko natłuszczona i delikatnie spieniona. Wspomniana peelingująca baza odczepia się bez problemu od kremowej góry, i jest wyczuwalnie od niej inna: gruboziarnista, przypominająca mokry piasek, pod wpływem wilgoci także musuje, ale rozpuszcza się słabiej – najlepiej odkruszyć sobie kawałek, zastosować jako peeling, a resztę zachować na kolejny raz.
Jeśli chodzi o wpływ na skórę – co poza doznaniami natury estetycznej i zmysłowej jest jednak dość istotne, to nie będę mydlić oczu (czujecie tę analogię?) – to nie jest wrażenie natłuszczenia kremowym balsamem – takim jak na przykład NACOMI – MUS DO CIAŁA czy oliwką, ale należy muffinkom oddać sprawiedliwość: one skóry nie przesuszają tak jak każdy klasyczny, pachnący płyn do kąpieli, ale pozostawiają ją komfortowo nawilżoną bez potrzeby sięgania po balsam. Ja jestem w tej połowie ludzi na ziemi, którzy nie znoszą wklepywać w skórę mazideł, czekać aż wyschną, a potem i tak przykleją się do ubrań – a tutaj naprawdę nie ma takiej potrzeby. Zwykle zimą po wyjściu z wanny moja skóra wręcz trzeszczy, i bez silnego nawilżacza ani rusz.
Muffinki Sweet Bath kupicie na przykład TUTAJ – kosztują 15,99zł za sztukę, ale uwadze polecam też pozostałe kąpielowe słodycze – zwłaszcza puddingi, które wyposażone są we wstążkę, dzięki której zawiesza się takiego jegomościa na kranie, a przepływająca przez niego woda nabiera nawilżająco aromatycznych właściwości. Nie wiem, jak te słodycze wypadają na przykład w starciu z LUSH, ale w kwestii dostępnych w polskich drogeriach kąpielowych umilaczy, zdeklasowały u mnie popularne olejkowe kuleczki czy kule z Organique. Zresztą… spójrzcie w oczy Muffinowi Stefanowi (to ten niebieski) i spróbujcie mu powiedzieć, że nie kupuje Was ten wygląd – to kolejny powód, dla którego warto sięgnąć po Sweet Bath – ja byłabym zachwycona z takiego prezentu, i założę się, że każdy człowiek posiadający w domu wannę – również.
Kto skusi się na tłustoczwartkową randkę z urokliwymi muffinkami?
______________
Miskejt.pl to więcej, niż blog kosmetyczny – znajdziesz tu wszystko, czego potrzebujesz żeby świadomie i bez wtopy poruszać się w świecie makijażu i pielęgnacji. Zerknij niżej i zobacz, na co jeszcze warto zwrócić uwagę 🙂
Jeśli wpis Ci się spodobał – zostaw komentarz, jeśli masz pytania – również. To miejsce na pochwałę, konstruktywną krytykę, lub cokolwiek poza reklamą, na co masz ochotę.
8 komentarzy