Dzisiejszy wpis jest odpowiedzią na pytanie, które regularnie ląduje w mojej instagramowej szufladce. Po części je rozumiem, chociaż nie do końca czuję się kompetentna aby na nie odpowiedzieć – nie jestem wszak kolekcjonerką dizajnerskich torebek i trudno mi odnieść się do innych, jednak może właśnie dlatego pytacie? Postaram się pokrótce odpowiedzieć z perspektywy osoby stawiającej głównie na sieciówki, czy warto kupić torebkę Michaela Korsa, jeśli tak – to który model i jak wyglądają moje osobiste wrażenia w tej kwestii.
Tytułem wstępu – ja jestem posiadaczką trzech modeli torebek ze słynnym MK w trzech różnych rozmiarach i wzorach. Posiadam czarną, klasyczną Jet Set Travel – w pośrednim rozmiarze, w całości zasuwaną suwak, kolejna w dorobku to karmelowa Jet Set Travel Crossbody, a ostatnia do kolekcji to Jet Set Travel MD Carryall w wersji beżowego monogramu.
Trwałość
To, co łączy wszystkie trzy moje torebki MK to materiał, z jakiego są wykonane – a jest nim skóra w wykończeniu saffiano. Na pewno je znacie – na pierwszy rzut oka wygląda na tworzywo, jest dość sztywna i ma wyczuwalną, jakby chropowatą strukturę. Celowo wybieram torebki praktycznie tylko w tej opcji, bo idzie za tym największa trwałość, odporność na uszkodzenia mechaniczne czy brud. W MK saffiano to dominujący rodzaj skóry, choć znajdziecie także modele z miękkiej skóry licowej.
To właśnie kwestia, która płynnie odpowiada na pierwsze „warto” w kwestii torebek amerykańskiego projektanta. Uważam, że inwestując w nie określoną sumę pieniędzy, nie musimy obchodzić się z nimi jak z jajkiem. Ja ich nie oszczędzam – noszę je na codzień, na wakacjach, lub gdy idę na zakupy i zdarza mi się do środka zapakować trochę cięższych rzeczy. Noszenie laptopa? Nie ma problemu. Niestraszne im delikatne rysy czy otarcia – raczej nie powstają na ich powierzchni. Choć dna nie posiadają żadnych metalowych wykończeń ani ochraniaczy, nie brudzą się specjalnie i nie niszczą. Także w kategorii trwałość – daję im zdecydowanego plusa.
Nigdy nie jest tak, aby wszystko było idealnie, dlatego warto w tej kwestii zwrócić uwagę na jedną rzecz. O ile sam materiał, praktycznie z każdej strony, daje sobie radę naprawdę dobrze – o tyle gorzej sprawa ma się z okuciami torebki. Najlepiej zilustruje to zdjęcie, więc rzućcie okiem.
Nie wiem jak sprawa się ma w przypadku srebrnych dodatków – moje są złote. I tu właśnie widać, że fragmenty suwaka i uchwyty łańcuszka lekko się wycierają. Nie jest to może najbardziej ekstremalne uszkodzenie, poza tym wiadomo – to jest fragment, którego siłą rzeczy używamy zawsze. Także niestety – uchwyt suwaka jest elementem najbardziej podatnym na zużycie, bo pozostałe fragmenty łańcucha są w zasadzie w dobrym stanie. Torebka ze zdjęcia ma ponad dwa lata i noszę ją najczęściej.
Wygoda
Druga istotna sprawa w torebkach MK które posiadam i którą cenię – to wygoda. Wygoda polegająca na tym, że ich kształty, pojemność, rozwiązania wewnątrz – są po prostu przemyślane i pozwalają uzyskać uporządkowane, nie zdeformowane miejsce do przechowywania w którym trzeba grzebać jak w worku. Nie musicie tu dokupować dodatkowych organizerów ani wkładów – co mnie na przykład odrzuca od wielu torebek Tous. Obydwa duże modele, mieszczące A4, mają na tyle schowków i przegródek że wszystko ma swoje miejsce, a mniejszy – mimo niewielkiego gabarytu, mieści całkiem sporo. Z grubsza – będzie to niemały portfel, telefon, klucze, notes. Nie wciśniecie tu butelki wody ani bardziej nietypowych rozmiarowo przedmiotów, ale to w końcu torebka wielkości zeszytu. W beżowym, monogramowym modelu Carryall chociaż to jedyny bez suwaka, znalazło się miejsce na zapięcie w postaci karabińczyka, a kieszenie są tak skrojone, że do jednej bez problemu, niczym na wymiar, mieści się Kindle Paperwhite.
Wygodne są też uchwyty – choć jeśli nie lubicie cienkich pasków, radzę zmienić kierunek poszukiwań. Większe modele MK można wygodnie nosić na ramieniu, bez potrzeby dodatkowo doczepianych pasków. Mniejszy Crossbody – wygodnie dynda i na ramieniu, i w poprzek – co ja osobiście preferuję gdy maszeruję gdzieś w tłumie i torebkę z zawartością wolę mieć przed sobą i bez ryzyka zerwania jej z ramienia.
Uniwersalność
Nie jestem pewna, czy to nie aby kwestia indywidualna, ale w mojej ocenie – torebki MK, o ile nie wybierzecie modelu w różowe kwiaty, są dosyć ponadczasowe. Pasują do rozmaitych stylizacji i będą wyglądać dobrze i do weselnej sukienki, i do codziennych dresów. Nie rażą w oczy kontrowersyjnym dizajnem ani nie są nudne, stąd inwestycja w taką torebkę może Wam okroić konieczność posiadania kilku innych. Wtedy to właśnie koszt zakupu może wydawać się odrobinę bardziej rozsądny.
Słowem podsumowania – czy warto kupić torebkę Michaela Korsa? Jak się pewnie domyślacie, nie mam dla Was jednoznacznej odpowiedzi. Ja dostrzegam w tych torebkach wiele zalet, ale jestem też świadoma minusów. Mogą być one chociażby takie, że w ostatnich latach zdecydowanie stały się bardziej mainstreamowe i powszechne, jeśli więc wolicie mieć na ramieniu coś mniej spotykanego – to raczej wybrałabym którąś z toreb Zofii Chylak albo Przywara Strzałka. Jeśli kusi Was torebka MK ale powodem wątpliwości jest cena – to uważam, że wydając w przedziale 600 – 1400zł za torebkę, otrzymacie bardzo fajną jakość i rzecz, której używać będziecie dłużej niż modelu za 100-200zł z Mango czy Zary. Moje torebki pochodzą z Zalando, jedna z włoskiego outletu oraz z Cudnego Butiku, ale kwestia tego gdzie najlepiej kupić pozostaje otwarta. Ceny są bardzo zmienne i często wahają się nawet pomiędzy 100 a 200zł w zależności od promocji. Jeśli już mowa o finansach, to dobrze utrzymaną torbę MK zawsze bez trudu odsprzedacie, nie wiążecie się więc z nią do grobowej deski.
Dodaj komentarz