Trzy lata z hybrydą: stan paznokci, przemyślenia, wnioski

Jeśli należycie do dominującego grona osób korzystających z dobrodziejstw manicure hybrydowego, spróbujcie umiejscowić w czasie moment, od kiedy stosujecie hybrydę. Potraficie? Ja doliczyłam się, że to już czwarty rok, gdy właściwie bez przerwy sięgam po ten rodzaj manicure, i uwaga – od czterech lat nie pomalowałam paznokci klasycznym lakierem. Jeśli jesteście ciekawe moich przemyśleń na ten temat, to zapraszam dalej.

Choć nie pamiętam dokładnie, gdzie i skąd dowiedziałam się o istnieniu lakierów hybrydowych, od początku korzystam z lakierów hybrydowych Semilac. Nigdy nie miałam problemu z tymi produktami i w zasadzie nie czułam potrzeby zmiany. Niekończące się pasmo nowości to też powód, dla którego moja kolekcja rośnie i zanim nawet zdążę pomyśleć o czymś kolejnym, Semilac pozytywnie zaskakuje. Początkowo królował u mnie absolutny standard: baza, kolor, top – z czasem doszły pyłki, efekty i zabawa pędzelkami. Jeśli chodzi o refleksje na temat tego, co manicure hybrydowym zmienił u mnie i jak się sprawdził – ujęłam je punktowo, aby jak najbardziej konkretnie zobrazować tę kwestię u mnie, jednocześnie określając dane zjawiska jako zaletę, lub wadę.

1. Trwałość manicure

To była od zawsze moja największa zmora. Generalnie uwielbiam mieć zadbane paznokcie, a takie w wersji saute drażnią mnie i czuję się w nich jak bez makijażu, stąd malowanie ich było u mnie zawsze na porządku dziennym. W przypadku lakierów klasycznych, mimo braku specjalnie ciężkich, fizycznych zajęć, zawsze 2, góra 3 dni były czasem, gdy mogłam cieszyć się faktycznie nienagannym manicure. Po tym czasie lakier zaczynał odpryskiwać, odgniatać się lub nieestetycznie brudzić. Hybrydy mają tu jasną przewagę: w zależności od potrzeb raz na 2-3 tygodnie przysiadam do manicure, którego efekt jest jak nowy przez cały ten czas.

2. Nieskazitelność efektu

To może być kwestia sporna, bo wiele zależy od indywidualnych umiejętności i kondycji paznokci, ale moje, poryte klasycznym lakierem, nigdy nie zachwycały ani kształtem krzywej C (czyli tej naturalnej wypukłości paznokcia), ani generalnie równą jak stół płytką. Dzięki hybrydzie ten problem znika: już w podstawowej wersji, z najzwyklejszą bazą, struktura lakieru jest wygładzona i dzięki ich formule – wypełnia ubytki. Od jakiegoś czasu dzięki bazom typu Extend czy lakierom Hardi, delikatna nadbudowa kształtu płytki nie stanowi najmniejszego problemu, a całość prezentuje się jeszcze lepiej.

manicure hybrydowy semilac

3. Kondycja paznokci

Jednym z częściej pojawiających się zarzutów pod adresem hybryd jest to, że niszczą paznokcie. Lubię tę analogię, że to trochę jak z dostępem do broni – to nie pistolety zabijają ludzi, tylko inni ludzie. No i właśnie – odpowiednio wykonana, starannie zaaplikowana hybryda nie ma prawa zniszczyć paznokci. Po to stosujecie bazę, kolor i top, żeby wszystko było na swoim miejscu. Schody zaczynają się w momencie, gdy płytka jest przepiłowana, skórki zalane – i tak dalej i dalej. Koniec końców – liczy się dokładność i precyzja, które są oczywiście kwestią wprawy, co warto trenować i podpatrywać u profesjonalistów. Sprawa jest ważna na etapie aplikacji, ale też – halo halo – ściągania. To jedna z najczęściej spotykanych w moim otoczeniu przyczyn kłopotów. Scenariusz zwykle jest podobny – ojej, spójrz jakie mam straszne paznokcie po hybrydzie! A jak była ona zdejmowana? No jak to jak – normalnie sobie oskubałam. Aha… tego nie róbcie 🙂 Moje paznokcie po tych trzech latach nie stały się ani cieńsze, ani bardziej miękkie – czyli da się.

4. Czas

Czas na fun fact na mój temat: chodzenie do fryzjera lub kosmetyczki nie jest dla mnie przyjemnością, a traumą. No nie lubię i koniec. Po pierwsze należałoby te aktywności wykonywać w jakichś przyzwoitych godzinach, a mnie zwykle czas na manicure łapie gdzieś koło 22 – co już jest trudne. Po drugie – delikatnie mówiąc, pogawędki z paniami w salonach nie należą do moich ulubionych. Dlatego właśnie tę godzinę (jaką średnio zajmuje mi pełna oprawa paznokci razem z pielęgnacją) traktuję jako czas relaksu dla siebie – odpalam Netflix i działam.

manicure hybrydowy semilac

5. Rozwój

Może zabrzmi to górnolotnie, ale uwierzcie mi – malując paznokcie zwykłymi lakierami, był to uporczywy dla mnie proceder który chciałam jak najszybciej zakończyć. Teraz, gdy zabierając się za manicure wiem że efekt będzie idealny, mam do tego dużo więcej serca. Hybrydy nie są produktami stworzonymi wyłącznie dla profesjonalistek i ekspertek: ich formuły i dodatkowe akcesoria (pędzle, pyłki, efekty) często w przystępny sposób pozwalają pobawić się efektem końcowym. Lakiery termiczne, holo, czy flash – wszystkie te gadżety finalnie wyglądają na paznokciu jak coś skomplikowanego do uzyskania, a Wy macie świadomość, że ich zastosowanie nie wymagało kosmicznej precyzji i umiejętności. Dlatego właśnie czasem, w wolnej chwili, warto wziąć czysty wzornik i potrenować – to łatwiejsze, niż się wydaje.

Podsumowując, moje lata z hybrydą były na tyle bezproblemowe i satysfakcjonujące, że absolutnie nie czuję potrzeby powrotu do innej formy manicure. Robiąc rachunek sumienia doszłam do tego, że w zasadzie w ciągu tych trzech lat nigdy przerwa od zrobionego manicure nie trwała dłużej niż tydzień (zapewne z przypadku) i jestem zwolenniczką teorii, że w zasadzie nie ma konieczności takich przerw robić. Na tle rozmaitych kosmetycznych wynalazków manicure hybrydowy zajmuje zdecydowanie miejsce na podium i poza gąbką do makijażu i rozjaśniaczem do podkładu, nie pozwoliłabym sobie odebrać właśnie lakierów hybrydowych.

Dajcie znać, w której jesteście drużynie: korzystacie z hybryd, malujecie same, chodzicie do salonu? Jak oceniacie rewolucję hybrydową?