Allverne: polska nowość na półce

Całkiem niedawno będąc w Hebe, natknęłam się na nieznaną mi wcześniej markę kosmetyczną. Przykuwała wzrok przyjemną szatą graficzną, ciekawymi kompozycjami zapachowymi i gamą produktów – czyli tym, na co jako pierwsze zwracam zwykle uwagę. Zgarnęłam wtedy do koszyka nawilżający krem pod prysznic i patyczki zapachowe – bo tego nigdy dosyć. Jakiś czas później szczęśliwym trafem moja kolekcja kosmetyków Allverne powiększyła się, więc dziś przychodzę ze zwięzłą, wstępną recenzją i odpowiedzią na pytanie: czy warto zwrócić uwagę na te stosunkowo nowe, polskie produkty? 

Kosmetyki Allverne już na pierwszy rzut oka przykuwają wzrok – są dość minimalistyczne, takie staranne i przywodzą na myśl czystość i nowoczesność, nie ma w nich przesady i miliona haseł i obietnic. Wyróżniają się na drogeryjnej półce swoją nieprzesadzoną formą. W gamie znajdziemy kosmetyki do twarzy, oraz pielęgnacji ciała i odrobinę zapachów w postaci mgiełek do ciała i świec czy patyczków do wnętrz. W moim koszyku znalazły się m.in. nawilżający krem pod prysznic o zapachu wanilii i kokosa, eliksir do rąk i ciała – lilia i mimoza, oraz woda micelarna i mgiełka papaja/kwiat lei. Jako zapachomaniaczka daję plus za ciekawe kompozycje zapachowe, które pachną bardzo naturalnie – wanilia i kokos mogła skończyć się fatalnie, ale to prawdziwy, słodki i puchaty zapach tych składników. Co ciekawe, na odwrocie buteleczki z kremem kąpielowym mamy adnotację o wiodących składnikach w ciekawej formie – wiedzieliście, że woda kokosowa może być używana jako kroplówka, ze względu na podobne właściwości do osocza krwi? 😉 Skoro już przy opakowaniach jesteśmy, to stawiam kolejny plus za formę otwierania i zamykania na klik – bez ryzyka, że pogubimy gdzieś pod prysznicem nakrętkę. Sam krem jest gęsty, treściwy i dobrze się pieni, a niewielka ilość wlana pod strumień wody tworzy pachnącą, kąpielową pianę. Nie zauważyłam przesuszenia skóry, jak to często się zdarza przy tak zapachowych emulsjach, więc jest dobrze.
Balsam/krem do rąk kryje się pod nazwą nawilżającej emulsji do ciała i zamknięty jest w spójnej dla całej linii buteleczce z pompką. Z tego kosmetyku jestem bardzo zadowolona – niestety, mimo całej teoretycznej świadomości, że powinnam często sięgać po kremy do rąk i ciała, nie znoszę wrażenia lepkiej i mokrej skóry i w praktyce robię to dopiero, gdy skórki wokół paznokci wyglądają już fatalnie, a skóra niemal trzeszczy. Na szczęście emulsja Allverne jest niesamowicie komfortowa w stosowaniu: jest bardzo, bardzo gęsta (pompka z trudem daje radę ją wycisnąć), ma nieśliską, jakby gumową konsystencję, przez co wydaje się być skoncentrowana i wystarcza użycie niewielkiej ilości. Wchłania się – z ręką na sercu – natychmiast, a dłonie powleczone są czymś na kształt silikonowej bazy do twarzy, jeśli chodzi o odczucie w dotyku. W składzie kryje się masło shea, olej arganowy czy sok z aloesu i to wysoko na liście, więc całkiem dobrze – z pewnością ta emulsja otoczy skórę zewnętrznym płaszczem ochronnym, ale ma też szansę zadziałać długofalowo: nawilżająco i regenerująco. Zapach jest bardzo lekki, świeży, najbardziej kojarzy mi się faktycznie z aloesem lub aromatem białych kwiatów. Bardzo adekwatnie do nazwy i wyglądu.
Woda micelarna w dużej, aż 500ml butli była jednym z bardziej intrygujących produktów. Ostatnio testuję rozmaite metody demakijażu, o których więcej wkrótce, bo stale odczuwam podrażnienie zwłaszcza okolic oczu i trudno o kosmetyk, który szybko i bez większych problemów upora się z grubszą warstwą zimowego makijażu, włączając w to konkretny krem, mocny podkład itd. Micel od Allverne został nagrodzony złotą perłą rynku kosmetycznego 2015, miałam więc co do niego spore oczekiwania. W środku znajdziemy hialuronian sodu – ten sam, który stosowany jest w kroplach do oczu, naturalny składnik łez, d-panthenol, ale także ekstrakty z arniki, kasztanowca czy dziurawca. Ta mikstura ma służyć zwłaszcza osobom o wrażliwych oczach bądź noszących szkła kontaktowe, oraz tym z wrażliwą, naczynkową cerą – wypisz wymaluj, moja. Pierwsze, co rzuca się w oczy – a raczej w nos – to intensywny zapach wody. To trochę mnie zniechęciło, bo wiadomo, im więcej zapachów i innych dodatków, tym większa szansa na podrażnienia. Na szczęście woda przede wszystkim – alleluja – sprawnie i szybko usuwa makijaż, włącznie z podkładem typu Doublewear zagruntowanym pudrem ryżowym Paese. Radzi sobie też z wodoodporną mascarą i pomadą do brwi. Nie wymaga tarcia, szybko rozpuszcza wszystko co chcemy zmyć. Dzięki wspomnianemu zamykaniu na klik, nie wyleje jej się nam więcej niż potrzeba, a przy tak dużej butelce istnieje takie ryzyko. Co ważne, jest zupełnie neutralna w odczuciu dla skóry – nie szczypie, nie powoduje zaczerwienień, skóra nie jest po niej lepka. Producent twierdzi, że zastępuje tonik i faktycznie, można właściwie ominąć ten krok bo wrażenie porównywalne jest do umycia twarzy czystą wodą.
No i wreszcie moje ulubione: zapachy. W gamie Allverne znajdziemy patyczki, świece i mgiełki, wszystkie w ciekawych kompozycjach (jabłko z Podhala – czy to nie brzmi fajnie, bo bez zadęcia i swojsko?). U mnie od jakiegoś czasu pachnie brazylijską pomarańczą, która prezentuje zużycie widoczne na zdjęciu po jakichś 3 tygodniach. Olejki eteryczne są wyjątkowo mocne, a sam zapach ma w sobie nieco goryczy, zdecydowanie nie jest to pomarańcza rodem z odświeżacza do toalet. To raczej koktajl pomarańczowy doprawiony korzennymi przyprawami i szczyptą pieprzu. Zapach na tyle elegancki, że z powodzeniem zastępuje świece do wnętrz, a pachnie równomiernie cały czas.
Mgiełka do ciała to typowy, letni świeżak – przyjemny, żeby zapach nosić blisko skóry, tuż po prysznicu lub na codzień. Ten produkt z pewnością będzie czymś, po co sięgnę wiosną i latem.
***
Tak wygląda moja kolekcja kosmetyków Allverne, które podsumować mogę jako naprawdę udane i przemyślane propozycje z polskiej półki kosmetycznej. Allverne dużo czerpie z natury, kosmetyki mają fajne składy, choć nie są w pełni naturalne. W linii Science & Nature znajdują się także specjalistyczne kremy do twarzy, a w tych nie ma już ani parafiny, ani olejów mineralnych czy parabenów. Podoba mi się zróżnicowanie w ofercie marki, bo lubię gdy na łazienkowej półce wszystko wygląda spójnie – a tutaj mam zarówno kosmetyki do pielęgnacji ciała, jak i twarzy. Allverne to znacznie więcej produktów i formuł, jeśli więc czujecie się zaintrygowane (warto), to zachęcam do zajrzenia do sklepu online KLIK gdzie na hasło „miskejt” do zamówienia zostanie dołączony prezent. Polecam uwadze zestawy świąteczne o bajecznych zapachach, no i przetestowanie na własnej skórze zwłaszcza wody micelarnej.
Słyszałyście wcześniej o Allverne? Macie jakieś doświadczenia z tą marką?