Rękawiczka do demakijażu: GLOV kontra Quiskin

Pośród wielu kosmetycznych prawideł i porad, jedna jest naprawdę zasadna i słuszna: demakijaż to podstawa. W ogóle nie można mówić o porządnym i estetycznym makijażu, jeśli zaniedbujemy kwestię pielęgnacji, do której w mojej ocenie zalicza się właśnie dokładny i skrupulatny demakijaż. Przerabiałam już całe spektrum metod: płyny dwufazowe, olejki, żele – ale dopiero niedawno w moje ręce wpadły przeznaczone do tego celu rękawiczki. Dziś o dwóch z nich: czy to się w ogóle sprawdza, a jeśli tak – która nadaje się do tego celu lepiej?

 

Rękawica do demakijażu

Przyznam szczerze, że do samej metody demakijażu z użyciem wyłącznie mechanicznie oczyszczającej rękawicy, za to bez kosmetyków, podchodziłam sceptycznie. Zwykle używam treściwych, kryjących podkładów, solidnie gruntuję też brwi i tuszuję rzęsy, potrzebuję więc czegoś skutecznie rozpuszczającego i usuwającego kosmetyki – nie znoszę wrażenia resztek tuszu czy pomady. Należy właśnie wziąć pod uwagę fakt, że demakijaż nie zawsze oznacza to samo: znam masę osób, które wyłącznie pudrują twarz, delikatnie omiatają policzki różem i gotowe. Oczywiste więc, że ich oczekiwania jak i skuteczność alternatywnych form demakijażu będą inne.
Jeśli chodzi o rękawicę GLOV, kupiłam ją w Naturze za 39zł. Wybrałam wersję On the go, w optymalnym rozmiarze i kształcie typowej, damskiej rękawicy jednopalczastej, w ładnym stalowym odcieniu. Trzeba przyznać, że opakowanie, design i jakość produktu są bez zarzutu i budzą zaufanie. Rękawiczka jest kompaktowa, włókna miękkie i puszyste, a do tego wyposażona jest w zawieszkę z wyszytą nazwą: GLOV hydro demaquillage. Co ma wyróżniać GLOV to elektrostatyczne właściwości włókien, antyalergiczność, oraz możliwość stosowania przez 3 miesiące- po tym czasie może tracić swoje właściwości. Produkt polski, a na światowym poziomie. Na plus.
Rękawica do demakijażu Glov
Po zmoczeniu rękawiczki GLOV wodą, w pierwszej chwili mamy wrażenie pewnego oporu jeśli chodzi o chłonięcie wilgoci – nomen omen kojarzy mi się to nieodłącznie ze ściereczkami z mikrofibry do mycia szyb czy luster. Po solidnym namoczeniu, można przystąpić do demakijażu – nie powinno się tu już stosować żadnych kosmetycznych detergentów. I teraz: jakie są plusy?
Mechaniczne oczyszczanie przy użyciu GLOV daje jednoczesne wrażenie i efekt peelingu: jest to i plus, i minus – w przypadku skóry podrażnionej lub ze skłonnością do naruszenia suchych skórek, może to być zgubne i nie powinno być stosowane zbyt często. Rękawica nie sunie zbyt gładko po skórze – włókna dają wrażenie pewnego oporu, i wymagają cakiem silnego nacisku i tarcia. Sprawdza się to dobrze w obszarach twarzy takich jak policzki, nos czy czoło, ale już okolica oczu wypada gorzej. Zauważyłam też, że najgorzej radzi sobie rękawica GLOV z produktami tłustymi: tusze, bazy pod podkład czy pasty do brwi mają tendencję do rozmazywania się. Rękawica to jednak z pewnością dobre i przydatne rozwiązanie w lekkim makijażu, lub nie jako jedyny element zmywania – na przykład w duecie z micelem, na delikatne partie twarzy. Ponieważ rękawiczkę myje się tylko mydłem, to dobry patent na wyjazdy lub wakacje – gdy nie malujemy się zbyt intensywnie, nie chcemy też gromadzić całego arsenału kosmetyków do demakijażu. Schnie szybko, co ułatwia zawieszka na której możemy ściereczko-rękawiczkę powiesić.
GLOV Hydro demaquillage kupicie w Sephorze lub Naturze, w cenie 39zł.
Okazuje się jednak, że w kwestii myjących rękawiczek nie jest to jedyna propozycja rodzimego rynku kosmetycznego – niedawno pojawiła się konkurencyjna rękawiczka do tego samego celu – Quiskin. Pytanie brzmi: czy to podróbka, czy tak jak w przypadku Beautyblendera – to naturalna konsekwencja powstawania alternatywnych, choć podobnych co do zamysłu produktów?
W każdym razie, jeśli chodzi o podstawowe informacje: Quiskin dostępna jest tylko w jednym, mniejszym od GLOV rozmiarze, kosztuje 29zł, a jej trwałość szacowana jest na nieco dłużej – 4 miesiące stosowania. Co ma wyróżniać rękawiczkę Quiskin to technologia połączenia włókien poliamidu i poliestru w specjalnym splocie. Włókno qui według informacji ze strony producenta jest kilkanaście razy cieńsze od ludzkiego włosa, a jego kombinacja i zastosowanie w rękawiczce służy odpowiedniej współpracy ze skórą i sprawnemu przechwytywaniu zanieczyszczeń. Brzmi kosmicznie, pozostaje uwierzyć na słowo.
W praktyce, rękawiczki są bardzo podobne, chociaż z pewnością nie identyczne. Quiskin w dotyku ma wyraźną strukturę, a włókna splecione są jakby w malutkie pętelki – GLOV jest bardziej puchata, jakby jej włókna były na końcach otwarte, a nie skręcone. Obie rękawiczki z powodzeniem mieszczą się na czterech palcach dłoni, i siedzą tam w wygodny i niespadający z niej sposób. Podobnie wygląda kwestia utrzymania ich czystości, obie też mają zawieszki służące sprawniejszemu wysychaniu.
Rękawiczka do demakijaży Quiskin
Zaskoczył mnie fakt, że rękawiczka Quiskin stawia mniejszy opór na skórze – jest bardziej śliska. Jeśli chodzi o skuteczność w usuwaniu kosmetyków – pokuszę się o postawienie znaku równości – obie rękawiczki dają sobie radę porównywalnie. W kategorii trwałości, po około 20 użyciach jedna i druga rękawiczka, wyprane wyłącznie mydłem, prezentują się tak jak na zdjęciach – czyli bardzo dobrze. Kłaczki z nich nie wypadają, nie rozciągają się, a plamy z tuszu czy podkładu znikają bez śladu. Wizualnie GLOV przemawia do mnie nieco bardziej – podoba mi się gama kolorystyczna i różnorodność kształtów, chociaż na dobrą sprawę – ten jeden, klasyczny model wydaje się być najwygodniejszy w codziennym użytkowaniu.
Podsumowując: czy warto przestawić się z klasycznego demakijażu na minimalistyczne, niekosmetyczne rękawiczki? W moim wypadku odpowiedź brzmi: nie zawsze i nie w każdej sytuacji, ale w wielu wypadkach jest to ciekawe urozmaicenie, faktycznie ułatwiające życie. Wybór rękawiczki zależy właściwie od Was – nie ma tu zwycięzcy i przegranego, bo obie podobnie spełniają swoją funkcję. Na korzyść Quiskin przemawia cena (29zł) oraz dłuższy sugerowany czas stosowania (4 miesiące) – kupicie ją na przykład TUTAJ klik.

Jestem ciekawa, czy stosujecie rękawiczki, czy może stawiacie na tradycyjne żele, olejki lub kremy – zwłaszcza posiadaczki wrażliwych oczu i noszące soczewki kontaktowe, dajcie znać!