Sprawdzone patenty na… (niekosmetyczne) kobiece prezenty

W grudniu rządzi tylko jeden motyw przewodni, wymykający się spod kontroli wszelkim minimalistkom i tym, którzy próbują w swoim życiu zaprowadzić ład, porządek i harmonię: święta i prezenty. To ten moment w roku, gdy mimo wszystko tracimy trochę głowę i często w pośpiechu usiłujemy wyposażyć się w idealne podarunki dla kogoś bliskiego, zapominając o tym, co tak naprawdę i dlaczego sprawdziłoby się najlepiej. Dłuższą chwilę dumałam nad tematem tego wpisu, bo szczerze mówiąc – propozycje prezentowe, które dziś podrzucam, są trudne do ujęcia w jednej, konkretnej kategorii. Panuje lekki miszmasz, nie jest też odkrywczo – ale w tym też tkwi ich siła: gwarantuję, że pośród dzisiejszych propozycji znajduje się coś, co ucieszy przyjaciółkę, mamę, siostrę, słowem: każdą przedstawicielkę płci pięknej, a zarazem są to rzeczy autentycznie fajne: ładne, praktyczne i porządne. Są propozycje nieprzekraczające kwoty 10zł, są i droższe. Naprawdę dla każdego coś… prezentowego. Jesteście ciekawe? Ho, ho, ho..dźcie dalej 🙂

1. LIGHTBOX, NanuNana, 59zł

To bezdyskusyjnie hit tego sezonu, który rządzi na blogach czy Instagramie. Uznałam jednak, że nie jest to rzecz o typowo chwilowej popularności – tak jak świecące cotton balls są ze mną już od kilku, podobnie będzie z lightboxem. Ma zupełnie inny charakter, trochę nawiązuje do świetnego według mnie trendu na neony, ujmuje nieco cukru pośród innych dekoracji i dodaje pazura. Wygląda ciekawie, pobudza kreatywność (można na nim poskładać dowolne hasło z dołączonych do zestawu liter, cyfr i znaków), no i jeszcze świeci – chociaż z tej ostatniej funkcji praktycznie nie korzystam, bo światło jest bardzo mocne i zimne. Więcej o nim TUTAJ – mój jest ze mną do ponad miesiąca i choć sądziłam, że nie mam już miejsca na żadną kolejną dekorację, okazało się, że dokładnie znalazł swoje miejsce. Jeśli wiecie, że bliskiej osobie taki się marzy, polecam ten z Nanu Nana: jest porządnie wykonany, literki mają ładny font, i z tego co wiem – w porównaniu do innych sklepów, ma całkiem dobrą cenę.
2. SKARPETKI świąteczne, Pepco 
Najbardziej oklepany prezent świata, czy najbardziej niestosowny? Ostatnio natknęłam się w sieci na mem, który podsumowywał tę kwestię: w dzieciństwie – meeh, skarpety, dzisiaj: ooo, skarpety! I dokładnie tak jest. Jestem zdania, że ładnych skarpet czy kapci nigdy nie można mieć za dużo. Ja zazwyczaj parę typowo świątecznych skarpet przewiązanych czerwoną wstążką po prostu dorzucam do prezentu, jakikolwiek by on nie był, traktując to jako kropkę nad i. W poszukiwaniu skarpet odsyłam Was do niezawodnego Pepco – oczywiście, znajdziecie je teraz wszędzie, ale nie widzę sensu przepłacać za taką rzecz w sieciówkach typu Oysho czy H&M. Moje tegoroczne renifery są dodatkowo pod spodem… antypoślizgowe (gumowe serduszka), w sam raz żeby zminimalizować ryzyko wypadku pędząc do świątecznego stołu ;).
3. ŚWIECE zapachowe Yankee Candle
Temat świec Yankee również bywa sporny, ale przyznam, że jeśli chodzi o pomysł na prezent – często korzystam z tego rozwiązania. Na nowe mieszkanie, urodziny, święta. Dlaczego? Dla mnie bezdyskusyjnie świece są piękne i mają coś w sobie. Zwłaszcza duże słoje robią wrażenie. Chociaż wspominałam ostatnio W TYM WPISIE że urzekły mnie zapachy Woodwick, to w kwestii świec Yankee jest dla mnie numerem jeden. Do wyboru macie kilka różnych wielkości, w zależności również od kwoty jaką chcecie wydać. Nie da się też ukryć, że jeśli chodzi o typowo świąteczny, klimatyczny prezent, Yankee ze swoimi kolorami i etykietami potrafi dobrze o to zadbać. Christmas Eve przywodzi mi wizualnie na myśl dziecięcą kolorowankę albo ilustrację z książki z baśniami, Winter Glow i Soft Blanket są już bardziej eleganckie i minimalistyczne. Christmas Eve to mieszanka zapachu żurawiny, odrobiny korzennych przypraw i cytrusów. Winter Glow pachnie bardzo świeżo, lekko kwaskowo – to fatycznie taki „oszroniony” zapach bez kropli słodyczy. Tę znajdziecie w Soft blanket – choć jest to raczej zapach słodko-męski, nie ma w nim wanilii ani nadmiaru cukru. Równie dobrze tak mogłaby pachnieć grafitowa świeca z fotką koszuli na etykiecie. W każdym razie, świece Yankee to idealny pomysł na prezent zarówno dla zaawansowanej fanki, jak i dla osoby która nie miała z nim wcześniej styczności. Świece kupuję stacjonarnie lub online TUTAJ. Duże świece kupicie już za 86zł! 
4. WOSKI zapachowe
Podobnie jak wyżej – ale budżetowo. Wiadomo, że cena pojedynczego wosku to zaledwie 6-8zł, a świeca to już solidny wydatek. Zwłaszcza te świąteczne, piernikowo – lukrowe kompozycje mogą się znudzić, więc może zestaw kilku wosków, o różnym charakterze, będzie w sam raz? U mnie na święta klucz doboru zapachu jest jeden: najpierw kolor – czerwony, a potem sam aromat. Tym razem padło na Candy Cane Lane – biały lukier z nutką mięty, wspomniany Christmas Eve, ale też, do palenia solo lub wzmocnienia pozostałych – Cinnamon Stick, czyli ciepły, słodki cynamon. Polecam miksowanie zapachów, nawet w jednym kominku – nierzadko dzięki temu uzyskuję naprawdę niepowtarzalne efekty. Woski także znajdziecie TUTAJ.
5. KUBKI i filiżanki
Nie wiem, czy to tylko ja tak obsesyjnie je kolekcjonuję, ale coś mi mówi, że nie. Sama kubki zbieram z podróży, podobnie jak magnesy, ale to też jedna z takich rzeczy, które w roli prezentu po prostu się sprawdzają: niezobowiązujące, pozwalają trafnie zdiagnozować obdarowaną osobę – wymowny kubek w kształcie kota albo z pozłacaną panoramą Nowego Jorku potrafi wiele powiedzieć o tym, jak dobrze znamy tego kogoś, i to jest chyba najfaniejsze. Kubek na prezent powinien być zdecydowanie jakiś – nie namawiam do zakupu czteropaku identycznych w Tesco. Polecam poszukiwać w sklepach takich jak H&M Home, a Tab czy Home&You. Moje biało złote propozycje to… Biedronka (ten w paski, za całe 6,99zł) oraz H&M Home – do filiżanki jest jeszcze spodek. Wiem po wielu reakcjach na nią na Instagramie, że wywołuje efekt wow, więc polecam zwłaszcza tę damę. 
6. KSIĄŻKI
Ponadczasowy i niezmienny mój osobisty numer jeden, chociaż jest pewien kruczek. Czasem lepiej zrezygnować z obdarowania książką osoby, której gustu kompletnie pod tym względem nie znamy – sama pamiętam, jak zostałam „uszczęśliwiona” limitowaną edycją kolekcjonerską całej Sagi Zmierzch. 
Dziś mam dla Was trzy pośrednie propozycje – które powinny spodobać się wielu osobom, a jednocześnie nie zaryzykujecie podarowania wrażliwej romantyczce krwawego thrilleru. Po kolei:
Smakowita Ella – książka kucharska, której nie trzeba przedstawiać. Pięknie wydana, w twardej oprawie, z przepisami które nie angażują całego dnia do ich przygotowania, ani nie zmuszają do wyprawy po skłądniki do Kuchni Świata. Będzie idealna dla osoby, która szuka w kuchni czegoś nowego, lżejszego i bardziej świadomego, ale jednocześnie – wciąż prostego i niewyszukanego. 
Mój Nowy Jork – świetnie wydana książka-album, w której znani Nowojorczycy opowiadają o swoim mieście z własnej perspektywy, pozwalając poznać je w niesztampowy, utarty sposób. Książka podwójnie wartościowa: Nowy Jork to jedno, a spojrzenie na niego oczami Woody’ego Allena czy Martina Scorsese – osób, które same wpłynęły na to, jaki on jest – to drugie. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich którzy chociaż kawałek serca zostawili w Nowym Jorku.
Stuhrmówka, czyli gen wewnętrznej wolności. Maciej Stuhr – po tę książkę sięgnęłam w zeszłym miesiącu, dorzucając ją do koszyka w Znaku bez większego zastanowienia. Jestem świeżo po przeczytaniu i ujmę to tak: polecam tę książkę każdemu, kto przede wszystkim ceni sobie inteligencję, humor na dobrym poziomie a jednocześnie poszukuje narracji godnej wciągającej powieści w takiej formie, jak wywiad. Stuhrmówka jest taka, jak jej bohater – zawadiacka, lekka, inteligentna, ale też, dzięki gościnnym wypowiedziom ciekawych postaci – po prostu ciekawa. To nie są 384 strony o samym Maćku, ale też o realiach życia w artystycznej rodzinie, o kinie i teatrze w ogóle w Polsce, i szeregu zjawisk które są ważne i ciekawe w kontekście polskiej kultury jako takiej. Polecam, bo łyka się to ekspresowo i z prawdziwą przyjemnością.
7. ZEGARKI i biżuteria
Można powiedzieć – klasyk. Biżuteria to zawsze trafiony prezent, chociaż oczywiście, jak zwykle, to zależy – jeśli chcemy coś podarować osobie, która nosi wyłącznie złoto, srebrny wisiorek będzie kiepskim pomysłem. Jasne, liczą się intencje, ale po co spudłować? Mam w swojej szufladce na biżuterię kilka takich kwiatków: długie, srebrne kolczyki z kryształkami, albo naszyjnik z ogromnym, czarnym kamieniem – rzeczy zupełnie nie w moim stylu. 
Zaryzykuję stwierdzenie, że klasyczny, czarny zegarek to ten rodzaj pewniaka, który podbije serce 18, 38 i 80latki. Classic Black Sheffield to bez dwóch zdań najładniejszy, choć najmłodszy w rodzinie DW model, i z ręką na sercu Wam go polecam. 
Ze względu na czarną tarczę i wykończenia w odcieniu różowego złota, wyjątkowo przykuwa uwagę i błyszczy nawet w tak prozaicznej oprawie, jak szary oversizowy sweter. Ja posiadam model podstawowy: tarcza ma szerokość 36mm, a pasek to gładka, czarna skóra. Całości dopełnia urokliwa bransoletkaw tym samym odcieniu. Tutaj moja drobna uwaga: dobrze zmierzcie obwód nadgarstka i przyjmijcie minimalny zapas, bo moja (Small) jest delikatnie zbyt obcisła – to kwestia gustu, ale wolałabym gdyby była odrobinę luźniejsza. Niemniej jednak, ten duet się marce Daniel Wellington wyjątkowo udał, i sądzę że w komplecie z odświętnym opakowaniem oraz bordową kokardą, to może być jedna z jaśniej świecących gwiazd pod choinką. Jeśli w myślach kiełkuje Wam pomysł, kto mógłby ucieszyć się z takiego zestawu, pamiętajcie aby skorzystać z kodu „DWmisskejt”, który daje 15% zniżki na dowolny zegarek (ważny do 15.01.2016), a do 30.12 obowiązuje dodatkowo oferta świąteczna, czyli dodatkowe -10% – szczegóły na stronie.
Tak prezentuje się moja niekosmetyczna ściąga prezentowa: tworzyłam ją z myślą o podarunkach różnego typu: takich na które umawiamy się z przyjaciółką, albo gdy chcemy komuś zrobić przyjemność a stresuje nas myśl o sklepowej gonitwie, analizowaniu i brnięciu w mocno spersonalizowane prezenty. 
Sądzę, że powyższe propozycje są jednocześnie uniwersalne, a zarazem – konkretne i z charakterem, więc nie pozostaje mi nic innego, niż zapytać Was o wrażenia i Wasze pomysły na prezenty – takie, które zawsze się sprawdzają.
To co – byle do Świąt!