Zabiegana pielęgnacja + dwa świetne peelingi

W maksymalnie zabieganym ostatnio czasie, makijaż ogranicza się u mnie do pospiesznie zaaplikowanego podkładu, rozczesanych brwi i rzęs oraz kleksa różu na policzki (nawet nie będąc wyspaną, trzeba wyglądać na zwartą i gotową, prawda?). W pielęgnacji również minimalistycznie, brak czasu na testy i wieczory spa, a jednak – w ostatnim czasie, tak zwanym mimochodem, do kosmetyczki trafiło kilka naprawdę udanych produktów. Dziś więc o dwóch idealnie wygładzających peelingach, balsamie który wchłania się w momencie aplikacji i skutecznym, bo szybkim i łagodnym demakijażu.

Choć to może nie powód do dumy, przyznam się bez bicia – mimo dość upierdliwej, naczynkowej cery z widocznymi pajączkami, nie jestem w stanie polubić się z peelingami enzymatycznymi i wciąż najchętniej sięgam po tradycyjne zdzieraki z drobinkami. Lubię to uczucie mechanicznego oczyszczenia skóry i bardziej niż w przypadku enzymów – wrażenie wygładzenia tuż po zastosowaniu. Przez dłuższy czas nie po drodze mi było z żadnym peelingiem, a później zrządzeniem losu zostałam wyposażona w dwa naraz – jeden kupiłam w Rossmannie, drugi znalazł się w majowym pudełku beGLOSSY. Mowa o Nawilżającej mikrodermabrazji z linii VITA C Mincer Pharma oraz normalizującym peelingu do twarzy z Vianka, z ekstraktem z szałwii i spiruliną.

mikrodermabrazja mincer pharma peeling vianek

Peelingi są do siebie dość bliźniaczo podobne, zarówno jeśli chodzi o pojemność, strukturę i działanie. Mikrodermabrazja od Mincer to przede wszystkim świetny, cytrusowy zapach, gęsta żelowa konsystencja i moc zdzierania, która w pierwszym momencie niepozorna – potrafi zdziałać cuda. Drobinki są naprawdę małe, ale jest ich proporcjonalnie bardzo dużo i gęsto – masując skórę na początku praktycznie ich nie odczuwamy, jednak po dłuższej chwili delikatnie podrażniona skóra daje o nich znać. Tutaj ukłon w stronę bazy, w których są one zatopione – dobrze radzi sobie z łagodzeniem efektu zdzierania. W efekcie skóra jest naprawdę gładka, a nawet problematyczne obszary nosa czy czoła – lepiej chłoną kolejne kosmetyki, dobrze też leży na nich podkład.

Peeling z Vianka to gęsta, najeżona drobinami pasta – bardziej zwarta i kremowa niż Mincer, ale nie mniej skuteczna. Tutaj od pierwszego dotknięcia wiadomo, że peeling do delikatnych nie należy. Dodatek szałwii i spiruliny ma działanie antyseptyczne i normalizujące, sprawdzi się więc w przypadku cer tłustych, ale uwaga – nie jeśli borykacie się z gojącymi się rankami i wypryskami – bo łatwo je podrażnić. W profilaktyce – jak najbardziej.

evree magic rose różany olejek do demakijażu twarzy

Różany olejek do mycia twarzy z linii Magic Rose od Evree to moja próba odejścia od płynu micelarnego i dwufazowego. Na plus delikatny zapach i łagodna formuła – zero szczypania nawet w okolicy oczu przy ich demakijażu. Na minus – jak to w przypadku olejków wydajność i pozostawianie nieuniknionej, lepkiej warstwy. Dopiero się poznajemy, jednak linia różana Evree z jakiegoś powodu mnie do siebie przekonuje i niewykluczone, że uzupełnię olejek o jeszcze jakieś kosmetyki z tej gamy.

evree magic rose

dr irena eris fiji spa odżywczy balsam nektar

W kwestii pielęgnacji ciała – spore odkrycie, bo należę do osób, które prędzej będą znosić trzeszczenie własnej skóry z powodu jej odwodnienia, niż zmuszą się do regularnego stosowania balsamu. Nie znoszę wcierać, masować i czekać, aż się wchłonie. Najczęściej stosuję dodatek oliwki do kąpieli lub peelingu kawowego i udaję, że nie widzę potrzeby stosowania czegoś więcej. Pojawienie się odżywczego balsamu-nektaru Dr Irena Eris z linii SPA Fiji zmieniło ten stan rzeczy. Gęste masełko o lekkim zapachu przywodzącym na myśl słoną, morską bryzę przekonało mnie do siebie w ekspresowym tempie. Wszystko to ze względu na absolutnie lekką konsystencję, która znika z powierzchni skóry już w momencie aplikacji, a więc to jeden z tych kosmetyków, które naprawdę możemy zastosować nawet po szybkim, porannym prysznicu. Lekki aromat potęguje wrażenie lekkości i dodaje energii. Dodatkowo, słoiczek jest lekki, ale ogromny i pojemny – kryje w sobie aż 200ml gęstego kremu, który w kontakcie ze skórą przybiera postać delikatnego mleczka. No i wreszcie – wizualnie również cieszy oko, kompozycja kolorów przywodzi na myśl turkusową lagunę. Zdecydowanie kosmetyk do ciała wart polecenia!

dr irena eris fiji spa nektar balsam

To tyle w kwestii majowych hitów pielęgnacji – bez bicia przyznaję się, że z uwagi na zakręconą obecnie sytuację, wszelkie zabiegi urodowe w moim wykonaniu to obecnie raczej karkołomne próby zamaskowania zmęczenia, stresu i zaniedbań, niż wymuskany harmonogram wcierek, masek i ablucji. Tym bardziej z ręką na sercu polecam bohaterów dzisiejszego wpisu, bo dają radę nawet w niełatwych warunkach i czynią życie (oraz skórę!) piękniejszą.

Macie takich agentów do zadań specjalnych? Podzielcie się, wszystkie sugestie skrzętnie zbieram i testuję!