Pamiątki z Rzymu: podkład i pomadka KIKO

Z podróży najlepiej jest przywozić rzeczy użytkowe, a z takich kierunków jak Włochy, oczywistym jest wyposażenie się w kawę, słodycze i inne spożywcze dobroci. Gdy już, będąc w Rzymie, zaopatrzyłam się w powyższe, zajrzałam jeszcze do salonu KIKO – bo owszem, w Polsce już jest, ale o dostępności w Krakowie świadoma nie byłam, a z zamówieniami online kojarzyłam, że był zawsze jakiś problem – prawdopodobnie chodziło o wysyłkę bezpośrednio z Włoch. Tym sposobem to właśnie w Rzymie odkryłam, że to naprawdę ciekawa i godna uwagi marka, a na dowód dwie zdobycze: podkład Unlimited i pomadka Gossamer Emotion Creamy Lipstick.

Pierwsza rzecz, warta uwagi apropo samej marki, to takie moje porównanie z trochę ciekawszym, bardziej rozbudowanym i bardziej estetycznym Inglotem. Salon podobnej wielkości, w podobnym stylu – ilość odcieni w kolorówce, wykończeń i formuł przyprawia o zawrót głowy. W odróżnieniu od ascetycznego w dizajnie Inglota, Kiko zdecydowanie dba o wygląd swoich produktów – zanim jeszcze byłam w stanie ocenić je pod względem kosmetycznym, już wiedziałam że będą po prostu ozdobą kosmetyczki. Zwłaszcza pomadka – opakowanie pozwala ulec złudzeniu, że to gadżet wart co najmniej jakieś dwie stówy. Srebrzyste, metalowe, ze złotym przyciskiem u góry wieczka, które po naciśnięciu wysuwa pomadkę – osadzoną także na złoto-grafitowym trzonku. Choć odcieni i wykończeń było mnóstwo, po półgodzinnej debacie sama ze sobą – wybrałam bezpieczny, brzoskwiniowy róż – nr 103 Powder Pink. 
Pomadka poza tym, że jest piękna, jest bardzo przyjemna, choć nie rewolucyjna – ale to w końcu tylko delikatny, kremowy, codzienny odcień. Jest masełkowa, w jesienne chłody z powodzeniem zastępuje ochronną (zawiera w składzie kwas hialuronowy), a sam odcień – dla wielu osób może być nijaki, jednak jeśli lubicie twarzowe nudziaki – szczerze polecam. Jasny, ale ładnie kryjący, brzoskwiniowy róż, który pasował będzie każdej karnacji.
Co intrygowało mnie w Kiko znacznie bardziej, to podkład – było ich do wyboru oczywiście wiele, jednak Unlimited utkwił mi w głowie już wcześniej, po recenzji Hani digitalgirl. Zapamiętałam o nim, że jest ekstremalnie kryjący, długotrwały i ma ładne odcienie. Zaczynając od końca – faktycznie, gama kolorystyczna Kiko pozwala odetchnąć z ulgą, bo mamy tu fajnie podzielone tonacje na różowe, neutralne i oliwkowe, gdzie oliwki i żółcie naprawdę pozbawione są innych, niechcianych pigmentów. Mój kolor to WB (Warm Beige) 15, będący trochę odpowiednikiem NC 15 z MAC. Jest bardzo jasny, porcelanowy, z kroplą słonecznej żółci – w zestawieniu np. z 010 Catrice, która wydawała mi się naprawde jasna, wypada jak doświetlony żarówką: jaśniej i mniej ziemiście.
Zdecydowanie od pierwszego zetknięcia wiadomo, że jest to podkład konkretny – mimo, że ma pompkę, niemal z trudem można go wycisnąć, na tyle jest gęsty i treściwy, odrobinę jakby gumowy? Od pierwszego razu aplikuję go zwilżoną gąbką, myślę że zwłaszcza pod palcami czy nieodpowiednim pędzlem mógłby stawiać opór. Jego krycie oceniam na zdecydowanie bliższe mocnemu niż średniemu. Tym samym, wymaga solidnego nawilżenia i przygotowania twarzy – to podkład zastygający, połączenie Doublewear z Colorstayem, zdecydowanie nie jest to lekka, wodnista chmurka jak np. Catrice HD Liquid Coverage. Może się nie sprawdzić na cerze suchej lub z miejscowymi przesuszeniami, ale warto pokombinować np. z mocniejszym kremem, bo sam efekt jest tego wart. Nie dotyczy go zmora większości podkładów – nie ciemnieje. Nie zmienia tonacji, nie wędruje dwa oczka niżej jeśli chodzi o kolor. Zwłaszcza w sezonie jesienno zimowym, nie ma u mnie miejsca na delikatne kremy BB – Unlimited od Kiko to taki właśnie porządny, konkretny podkład, który zapewni cerze jednolity, zdrowy wygląd i nie pozwoli się przebić zaczerwienieniom czy bliznom. Tego właśnie po podkładzie oczekuję – róż, brąz czy pozostałe odcienie wolę sama nadać twarzy w makijażu, niż niekontrolowanie obserwować je przebijające spod niego. Dodatkowa sprawa- podkład delikatnie pachnie, a butelka jest wykonana z matowego szkła – więc w kategoriach estetycznych też jest w porządku.
sceny drastyczne: moja niejednolita cera z siecią naczynek i śladów

jedna warstwa podkładu rozprowadzona Beautyblenderem, bez pudru, różu czy brązera

W ramach informacji technicznych, pomadka to koszt rzędu 39zł, podkład – 65zł. Jeśli chodzi o trwałość podkładu, to delikatnie przypudrowany siedzi na twarzy bez problemu kilka solidnych godzin – nie ma mowy o odbijaniu się na szybie telefonu, nie brudzi też szalika przy lekkim kontakcie. 
Zdecydowanie planuję bliżej przyjrzeć się marce, bo dosłownie kątem oka dostrzegłam ogrom produktów pielęgnacyjnych, baz i innych akcesoriów, które jak sądzę, mogą okazać się naprawdę udane. 
Jeśli posiadacie coś z Kiko i możecie mi wskazać, na co powinnam zwrócić szczególną uwagę – piszcie! Zwiększy to szansę, że moja wizyta nie okaże się kompulsywnie zakupowa, choć dwa dotychczasowe nabytki pozwalają mieć nadzieję, że włoskie Kiko to dość solidna i dająca apetyt na więcej marka.