Ekspres automatyczny, Nespresso, a może kawiarka: co wybrać?

Trochę nie dowierzam, że ten artykuł naprawdę się pisze, a jednak – w myśl zasady, że zrobione jest lepsze od doskonałego, oraz na wyraźny impuls w ankiecie na moim Instagramie – postanowiłam z osobistej perspektywy odrobinę porównać moje domowe metody przyrządzania kawy, wskazać na ich zalety i wady z mojego punktu widzenia i być może – pomóc niektórym z Was w wyborze tego, jak wiadomo, najważniejszego domowego sprzętu.

A zatem – zapraszam na kawę!

Słowem wstępu i dla porządku warto zaznaczyć, że aktualnie posiadam w domu kilka urządzeń do przyrządzania kawy, a są to:

  • automatyczny ekspres DeLonghi Dinamica Plus Ecam 370.95S
  • ekspres kapsułkowy Nespresso Essenza Mini + spieniacz Aeroccino
  • kawiarkę aluminiową do używania na płycie indukcyjnej

a co więcej, przez moje ręce i kubki (kawowe i smakowe) przewinęły się już zarówno ekspresy kapsułkowe Dolce Gusto oraz Bosch Tassimo, jak i jeden ze starszych modeli ekspresu automatycznego DeLonghi. Krótko mówiąc, trochę już tych kaw w życiu wypiłam i mimo, że mianem eksperta się nie określam, to smakosza, konesera, miłośnika – już tak. Opiszę więc pokrótce każde z moich urządzeń, a na końcu znajdziecie moje subiektywne odczucia z nimi związane.

Kawa jak z kawiarni w domowych warunkach

Podstawowa kwestia, którą warto zaznaczyć jest taka, że ja w zasadzie lubię… tylko kawę „jak z kawiarni”. To może być obecnie niepopularna opinia, ale nie dla mnie kawa z przelewu ani cold brew – lubię mocne, gęste espresso, doprawione w różnych wariantach spienionym mlekiem. Nie znoszę, gdy kawa jest lurowata, nie piję mleka z kawą, nie piję kawy rozpuszczalnej – lubię, gdy kawa jest mocna, intensywnie pachnie, a pianka na powierzchni jest tak gęsta, że cukier z trudem wsiąka w jej puszystą strukturę. Najlepszą kawę jak dotąd piłam w Rzymie, w kawiarniach które wyglądały wprawdzie jak podłe sąsiedztwo Centralnego w Warszawie, ale jednak ichniejsza kawa i maślany croissant to było to. No, więc jeśli też kochacie wszelkie formy cappuccino, latte i flat white – to możemy ruszyć z tematem dalej :).

Ekspres do kawy do domu: DeLonghi Dinamica Plus Ecam 370.95S

Myśl o kupnie poważnego ekspresu do kawy chodziła mi po głowie już długo, no bo taki ekspres to i możliwość korzystania z prawdziwej, ziarnistej kawy, i spienianie mleka, wszystko w jednym. Po jakimś okresie researchu, mniej więcej dwa lata temu wybór padł na DeLonghi. Dlaczego? Miałam jakieś ogólne zaufanie do tej marki, dobrze wypadała w testach i recenzjach, a ekspres zdawał się mieć dużo funkcji, kompaktowy rozmiar i akceptowalną cenę. Używam go więc od dwóch lat i choć porównania z innym tego kalibru sprzętem nie mam – na swój nie narzekam. Nie zdarzyła mi się jak dotąd żadna awaria, obsługa jest intuicyjna, mleko zawsze spienia się bez zarzutu na gęstą pianę (nie znoszę mlecznych bąbli zamiast pianki!), a mnogość funkcji nie przeszkadza, a jedynie daje wybór. Tak, nie nastawiam w zasadzie więcej niż 2-3 rodzajów kawy, ale mam tę możliwość – może to być espresso, flat white, cappuccino, latte, a nawet dzbanek kawy, co może być ok jeśli ktoś lubi amerykańskim zwyczajem dolewać sobie co jakiś czas lub chce przygotowywać większą ilość dla kilku osób. Ekspres nie jest bardzo głośny, nie wymaga prawie żadnego skomplikowanego czyszczenia (system mleczny czyści się sam po wybraniu takiej opcji – całe ustrojstwo przelewa się wtedy wrzątkiem i płucze). Taki sam model kupili po mnie moi rodzice i są równie zadowoleni, choć ich kawa smakuje jakoś inaczej, co ciężko mi wyjaśnić – może to być kwestia np. twardości wody. Ważna kwestia – ekspresy DeLonghi posiadają dedykowaną aplikację, z poziomu której można ekspresem sterować, programować własne kawy, uruchamiać go i tak dalej – ale ja w sumie tego nie robię.

W skrócie – z tym ekspresem przygotujecie te wszystkie kawiarniane kawy bez problemu, z pianą na kilka konkretnych centymetrów. Tu liczy się oczywiście najbardziej jakość samych ziaren no i mleko – w sprawie kawy ciężko mi polecić jeden konkretny rodzaj, bo ciągle testuję, ale na pewno warto w tej sprawie zajrzeć do sklepu Coffeedesk – bo tam macie ich mnóstwo, plus dobrze Wam doradzą. Zresztą będąc przy mleku – jeśli pijecie klasyczne, do spieniania używajcie albo tłustego, albo dla baristów (więcej białka) – spienia się najlepiej, a jeśli roślinnego – to tu moim faworytem jest Oatly, które też właśnie w Coffeedesk znajdziecie. Nie ma dziwnego posmaku, jest neutralne, gęste – u mnie roślinny nr 1.

Nespresso Essenza Mini + Aeroccino

Zacznijmy od pewnego istotnego wstępu: już x lat temu przerabiałam ekspresy kapsułkowe, przez kilka lat używałam Dolce Gusto i potem często Boschowego Tassimo, więc jako takie pojęcie o kapsułkach miałam już dawno. Kiedyś to był bajer, a ich ceny z czasem zmalały do śmiesznego poziomu, więc taki zakup to stosunkowo prosty sposób na lepszą, bardziej kawiarnianą kawę. Od razu więc powiem: jeśli kojarzycie smak kapsułkowej kawy z którymś z wyżej wymienionych – od razu oddzielcie je od Nespresso grubą kreską. Dlaczego? Nie pamiętam żadnej, ale to żadnej kawy Dolce Gusto czy Tassimo, która smakowałaby tak naprawdę jak… kawa. Zawsze były to takie mleczne napoje, mniej lub bardziej wyraziste, ale jednak blade. W kapsułkach Tassimo to już w ogóle skład powala i polecam dla rozrywki je kiedyś przestudiować. Tymczasem, całkiem niedawno, bo kilka miesięcy temu, udało mi się zostać posiadaczką bardzo basicowego modelu Nespresso – w związku z wygraną w konkursie. Ucieszyłam się niezmiernie, bo już dość długo chodził mi po głowie – choć to wygląda na ekstrawagancję, olaboga, ile tych ekspresów – no ale cała otoczka kupowania różnych kapsułek, edycje limitowane, kalendarze adwentowe… no przygoda jak z cukierkami. Skoro więc szczęśliwie się udało – stąd właśnie ten ekspres. Zaznaczam to, bo gdybym kupowała, być może wybrałabym nieco bardziej rozbudowany. Ale do brzegu.

Najmniejszy ekspres Nespresso

Essenza Mini to właśnie totalnie podstawowy model, przy czym warto wiedzieć, że one w gamie Nespresso aż tak drastycznie się nie różnią. Jest super mały, co wiąże się z tym, że ma malutki zbiornik na wodę i malutki koszyczek na zużyte kapsułki. Bo poza tym jego moc jest taka, jak w pozostałych, a kawy przygotowuje w dwóch rozmiarach: na espresso i na lungo. Co w przypadku posiadania jeszcze spieniacza (u mnie – i wbudowany w DeLonghi i dodatkowy Aeroccino od Nespresso) kompletnie wystarcza. Za co go lubię? Tu jest sporo powodów, i bez bicia przyznaję – czasem (często) wolę odpalić tego malucha, wrzucić ulubioną kapsułkę i po kilkunastu sekundach mieć kawę. Zawsze taką samą, powtarzalną – w sensie wyboru tej samej kapsułki, bo możliwość skakania ze smaku na smak jest tu ogromnym plusem. W ekspresie automatycznym jak już sypniemy ziarnami, no to jednak pijemy tę kawę póki tego nie zmłócimy do końca. Essenza Mini jest cichutki, nagrzewa się w kilkanaście sekund i używa się go dosłownie jak zabawki. Jednocześnie kawa, poza nielicznymi wtopami, jest w przeważającej większości pyszna. Jasne, trafiłam na bardziej kwaśne czy zalatujące popiołem warianty, ale zwykle dobrze dobrane espresso i chlust spienionego mleka pozwalają tu wyczarować bardzo aromatyczną kawę. Już sama crema jest gęsta i brązowa, co w połączeniu z mlekiem daje tej rodzaj kawy, gdzie pianka nawet po wypiciu zostaje na dnie. Kapsułki do Nespresso są oczywiście aluminiowe i ja zbieram je skrzętnie do wentylowanego pojemniczka, po czym oddaję do recycklingu w salonie. Co do kapsułek jeszcze – nie komentuję kwestii ceny, bo to indywidualne odczucie dla każdego, dla mnie jest ok. Lubię też to, że Nespresso z racji popularności pozwala nie tylko na zakup „oryginalnych” kapsułek, ale mamy też bezproblemową dostępność dostosowanych do niego kapsułek np. w Starbucksie lub po prostu w marketach – wiele kawowch marek oferuje właśnie kompatybilne z tymi ekspresami kapsułki. Te ze Starbucksa, w wersji Espresso Roast mogę właśnie gorąco polecić.

W pakiecie z moim Essenza Mini posiadam jeszcze spieniacz w postaci takiej tuby, do której nalewamy mleko – Aeroccino. Szczerze mówiąc, on akurat wypada relatywnie drogo – sam ekspres oscyluje w granicach 350zł, a spieniacz to… 299zł. Niemniej jednak, działa świetnie – wystarczy postawić go na podstawce, nalać mleko i wcisnąć guzik, aby po minucie mieć idealnie ubite mleko – na ciepło ALBO zimno, bo to w nim dwie dostępne opcje. Jest bezszelestny i łatwo się myje, lubię po niego sięgać w zastępstwie mlecznego kombajnu DeLonghi.

Kawiarka, zaparzacz i inne historie

Moją kolekcję wieńczy jeszcze indukcyjna kawiarka, którą kiedyś znalazłam w urokliwej przesyłce od Semilac. Bez bicia przyznaję, że użyłam jej kilka razy – nie podbiła mojego serca, bo jednak kawa, choć sam proces powstawania i chlupotania na powierzchnię jest fascynujący, wychodzi według mnie trochę za rzadka i wodnista. To fajna opcja, ale wymaga zmielenia osobno ziaren (akurat mam młynek, ale jednak) no i kawa powstająca na innej zasadzie niż pod ciśnieniem z ekspresu ma zupełnie inny smak. Dla mnie nie do końca, choć muszę spróbować opcji zagotowania kawy od razu z mlekiem.

Podsumowując…

Czas na najtrudniejszy etap, czyli podsumowanie. Przyznam, że gdyby ktoś postawił mnie dziś przed opcją wyboru i zostania z jednym ekspresem – byłoby mi ciężko wybrać. Przyzwyczaiłam się do nich obu, i uważam je za super udany duet. Gdybym jednak nie miała żadnego, a miała kupić znając je i ich możliwości – chyba padłoby na Nespresso. Urzeka mnie grzebanie w słoju pełnym kapsułek, możliwość zmiany smaku przy każdej kolejnej kawie i minimalna ilość miejsca, jaką zajmuje. Może wtedy postawiłabym zresztą na większy model, typu Latissima, z wbudowanym spieniaczem? DeLonghi to sprzęt poważniejszy, daje więcej elastycznych możliwości, ale bywa kapryśny – czasem coś mu się rozreguluje, a kawa, która 3 dni wcześniej wyszła idealna, potrafi nagle wyjść trochę za słaba lub przeciwnie.

Jeśli stoicie przed wyborem ekspresu – zacznijcie od Nespresso, wybierzcie się do salonu i po prostu napijcie się kawy. To namacalny sposób spróbowania, czy Wam ona zasmakuje. Jeśli lubicie więcej opcji do wyboru, chcecie pić kawę w kubku, w wysokiej szklance i w filiżance – wybierzcie regulowany i w pełni elastyczny DeLonghi, w którym sami ustawicie temperaturę wody, stopień spienienia mleka i moc zmielenia ziaren. Albo zróbcie jak ja, miejcie je obydwa, a do tego tacę pełną syropów, przypraw i posypek, a zaoszczędzicie przynajmniej mnóstwo pieniędzy na kawach z kawiarni, które są według mnie obłędnie drogie, a często rozczarowujące.

Uff, to tyle, mam nadzieję że wyczerpałam temat, w razie pytań- zachęcam do komentowania lub dyskusji na Instagramie gdzie wszystko dzieje się szybciej i sprawniej, no i dajcie znać – jaka kawa to Wasza IT coffee! 🙂